poniedziałek, 30 listopada 2009

Dojazdy do pracy

Na blogu pojawiły się już komentarze, czy ten blog jeszcze żyje, czy ktoś tu jeszcze coś pisze…
Tak wiem, dawno nie pisałem. Postaram się jednak wrócić do mojego poprzedniego zwyczaju i będę pisać częściej, chociażby o czasie moich dojazdów do pracy, które w ostatnim czasie stały się co najmniej niewytłumaczalne.

Otóż od kilku tygodni zacząłem zauważać pewien powtarzający się schemat. Aż do dzisiaj, kiedy nagle moja teoria legła w gruzach. Zacznę jednak od początku. Do pracy jeżdżę nadal do centrum, obok stacji metra Politechnika. Z domu wyjeżdżam zwykle o tej samej godzinie, tj. ok. 8:00-8:10. W poniedziałki dojazd do metra Politechnika zajmował mi od kilku już tygodni 60 minut! O zgrozo, kiedy przypomnę sobie lipiec, sierpień, kiedy dojazd zajmował mi tylko 15-20 minut, to teraz nie mogę się do tego po prostu przyzwyczaić. Do tego męczą mnie wyrzuty, że tracę czas, stojąc w tych fatalnych korkach na Wale, a potem na Trasie Łazienkowskiej.
We wtorki, w ostatnich miesiącach dojazd się trochę skracał i przeciętnie zajmował mi 50 minut. Z każdym kolejnym dniem dojazd trwał krócej, tak by w piątek osiągnąć jakieś 35 minut.
Po jakimś czasie zacząłem się zastanawiać, skąd to wynika. Odnośnie poniedziałków miałem już własną teorię, aż do dzisiaj…

Moja teoria mówiła, że długi dojazd wynikał pewnie stąd, że do stolicy wracają ci, którzy pracują tu w tygodniu, a w weekendy wracają do domu za Warszawę. Po drugie zwykle w poniedziałki ludzie są najbardziej zmotywowani do pracy. Robią sobie plany przez weekend, że czego to oni nie osiągną w nowym tygodniu i jadą do pracy na łeb na szyję, żeby realizować te plany. Wydawało mi się jednak, że ta motywacja stopniowo spada analogicznie do skracania się czasu dojazdu. W piątek niektórzy myślą już tylko o weekendzie i do pracy nie jadą na 8:30, jak ja, tylko np. na 9:30 albo i na 10. Są pewnie i tacy, którzy robią sobie w piątek od razu weekend i w ogóle nie wyciągają wozu na drogę, a przynajmniej nie przed 10 rano.

I tak sobie budowałem własną teorię aż do dzisiaj, kiedy to czas dojazdu do pracy zajął mi tylko 35 minut! Niesamowite! I to w poniedziałek! Z jednej strony bardzo mnie to ucieszyło, ale z drugiej strony potwierdziło, że nie da się w żaden sposób przewidzieć czasu dojazdu.
dodajdo.com

2 komentarze:

  1. Prawda jest taka, że jeżdzi się od nas do centrum coraz gorzej, kiedyś, 2 lata temu stałem w korku jedynie na odcinku sklep bost-rondo, teraz omijam ten odcinek jadąc ul. Celulozy (o zgrozo, ulica to słowo mocno na wyrost) za to stoi się zaraz za skrzyżowaniem z Fieldorfa i aż do centrum jest korek.
    Powody:
    -remont ul. Francuskiej
    -buspas na łazienkowskim

    Pozdrawiam, Tomek/Julianów

    OdpowiedzUsuń