Z dojazdami w ostatnie dni poprzedniego tygodnia było całkiem nieźle. Przestałem się dopatrywać zależności pomiędzy czasem dojazdem a dniem tygodnia, bo jak to pokazał poniedziałek tydzień temu nie ma reguł w tym temacie.
We wtorek jechałem 40 minut, w środę podobnie, w czwartek 37 minut, a w piątek zdecydowałem się na autobus. Zresztą nie pierwszy raz w piątek, czasami jeżdżę w piątki do pracy komunikacją miejską. W sumie nie mogę narzekać - zwykle znajduję miejsce siedzące i mogę nadrobić czytanie zaległej prasy. W pracy jestem trochę później niż samochodem (do przystanku i z przystanku do pracy muszę kawałek przejść, razem pewnie ok. 20 minut), ale i tak jestem wśród grona tych, co są wcześniej.
Piątek jest fajny, nikt się nigdzie rano nie śpieszy. A już na pewno nie do pracy. Co innego po południu. Wtedy każdy się spieszy, najpierw żeby szybko wyjść z pracy, a potem żeby zdążyć na autobus do domu. Z tymi autobusami powrotnymi jest już trochę gorzej niż z porannymi. Tydzień temu czekałem na przystanku Politechnika ponad pół godziny...
Lato w mieście
5 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz